poniedziałek, 29 października 2012

Matching

     W tym poście w końcu podzielę się z Wami informacjami jak przebiegał mój matching. Jak pisałam w jednym z poprzednich postów, szukanie rodzinki przebiegło u mnie błyskawicznie. Wiedziałam, że może potrwać to bardzo długo, ale nie dopuszczałam tej wiadomości do siebie. Zależało mi na tym, żeby dość szybko wyjechać. Aplikacje miałam już skończoną, nie dodałam jeszcze tylko filmu, który spędzał mi sen z powiek. Dowiedziałam się jednak, że pomimo tego moja aplikacja może być widoczna dla rodzin, tylko czekałam jeszcze na sprawdzenie wszystkiego ze strony amerykańskiej agencji. Film miałam dodać najszybciej jak to możliwe, bo to bardzo uatrakcyjnia profil. O tym, że jestem oficjalnie już w "matchingu" dowiedziałam się siedząc w nocy na FB, pisząc z koleżanką, która również zamierza być au pair, i która była na tym samym etapie rekrutacji- jak się okazało, otworzyli nam nawet konto w tym samym czasie. :) Jej słowa "już ja to widzę :D Byśmy miały zonka, jakby jeszcze w tym tygodniu sie odezwali" były chyba jakieś prorocze :P. Pierwsze, co zrobiłam następnego dnia po otworzeniu oczu, to zalogowałam się do au pair room'u, naiwnie myśląc, że może ktoś się mną zainteresował. Nie myliłam się! Jakież było moje zdziwienie jak widniały tam w dodatku 2 rodziny! Do rzeczy:

Pominę match #1, bo okazał się moim perfect match a o tym w kolejnym poście :).

Match#2

     Rodzina z małej mieściny godzinę drogi od Chicago. Trójka dzieci w wieku 11, 10 i 5 lat. Nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć na maila a już miałam telefon ze Stanów. Co za stres! Przecież nie będę z nimi przez telefon rozmawiać, nie ma mowy, wolę Skype! Za drugim razem jednak odebrałam, żeby poprosić o późniejszy kontakt. Nic nie rozumiałam! Ten ktoś mówił jak do dziecka, sylabami, strasznie wolno...tak, że nie byłam w stanie nic zrozumieć. Po za tym byłam w centrum miasta i hałas dodatkowo mi to utrudnił! Jak się później okazało to babka z amerykańskiej agencji, bo to oni nas łączą z rodziną, nie podają bezpośrednio im naszych numerów. Tak czy inaczej powiedziałam, że teraz nie mogę rozmawiać i że skontaktuje się z rodziną mailowo.

     Kolejnego dnia umówiłam się z host mamą na rozmowę. Była to moja pierwsza rozmowa, więc strasznie się denerwowałam. Jak się okazało rozmawiała ze mną na skype jadąc autem!!! Tak, wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak właśnie było...nie pomogła mi tym. Nawet nie była w stanie patrzeć mi w oczy, poza tym miała wielkie okulary przeciwsłoneczne, więc i ja jej zbyt dobrze nie widziałam. No cóż....później nie było lepiej. Zadawała mi masę pytań, wiele było szczegółowych i dość dziwnych. Mailowo miałyśmy zadać sobie jeszcze ewentualne pytania i umówić się na kolejną rozmowę. Jakież to było moje zdziwienie jak zaczęła wysyłać mi zdjęcia warkoczy, które miałabym pleść małej z zapytaniem czy potrafiłabym a jeśli nie to, czy byłabym w stanie nauczyć się z youtube? :D Potem jakieś skany zadań matematycznych chłopców i czy są dla mnie trudne!  Ponadto do moich obowiązków należałoby gotowanie dla całej rodziny, sprzątanie, itp. Masakra. Od razu dałam sobie z nimi spokój. Napisałam grzecznie, że miło ich było poznać, ale że rozmawiałam też z inna rodziną i że oni wydaja mi się perfect match. Szybko przyjęli to do wiadomości i po paru minutach zniknęli z mojego konta :). Ufff....


Match#3

   Kolejnego dnia na moim profilu pojawiła się następna rodzina. Tym razem mieszkający blisko Nowego Jorku również z trójką dzieci. Dwie dziewczynki i chłopiec. On prawnik, ona prezenterka telewizyjna. Rodzina jak z obrazka. Dużo w liście pisali o rzeczach, które zapewniają typu ogromny pokój, laptop, Iphone, karta ekskluzywnego beach clubu itp., tylko miałam wrażenie, że traktowaliby mnie jako pracownika. Poza tym babka dużo czasu spędzałaby w domu, dodatkowo miałabym na głowie babcię. Jak się okazało szukali kogoś, kto zadeklarowałby się na od razu na dwa lata a ja nie byłam w stanie im tego zagwarantować, więc i z tą rodziną szybko się pożegnałam.


Match#4

    Tym razem rodzina z dwójką dzieci z niewielkiej miejscowości z Wisconsin. Kolejny nietrafiony match. W sumie tej rodzinie nie dałam nawet szansy, ale jakoś mnie nie zachęcili. Bardzo skromnie opisali swoją rodzinę w profilu(w odróżnieniu od pozostałych) a moja intuicja od razu podpowiedziała mi, że to nie to. Przez całą dobę wisieli jeszcze na moim profilu blokując go, więc wysłałam ponownie maila, tym razem z potwierdzeniem odbioru. Poskutkowało.


Match#5

    Rodzina z jakiejś farmy w stanie Virginia. Szukając rodziny nie chciałam kierować się lokalizacją. Wiadomo, że najbardziej cieszą nas stany takie jak NY, CA czy FL i duże miasta, ale rodzina, z którą miałam spędzić cały rok była najważniejsza. Jednak nie byłam w stanie wyjechać do żadnej rodziny mieszkającej na farmie, jak z dzikiego zachodu. Niestety nie jestem stworzona do mieszkania na wsi, gdzie do najbliższego sklepu mam 30 km a do jakiegokolwiek miasta jeszcze więcej. Dlatego i z tej rodziny zrezygnowałam bardzo szybko.

Match#6

    Ponownie Kalifornia. Orange, blisko Los Angeles. 2 urocze dziewczynki 6 i 12 lat. Tata biznesmen, mama jeszcze większa bizneswoman. Bardzo mili się wydawali, miałam okazję porozmawiać z cała rodzinką, podczas rozmowy towarzyszyły również 2 z 4 psów :P. Trochę mieli bzika na punkcie porządków i w ogóle bardzo poukładani, może trochę za bardzo. Tak czy inaczej nie doszło do drugiej rozmowy bo zgłosili się do mnie trochę za późno. W międzyczasie powiedziałam "tak" mojej perfect host family.

   Dodam, że te wszystkie rodziny pojawiły się w moim profilu w przeciągu 5 dni. To były bardzo intensywne i stresujące dni. Na szczęście owocne i każda kolejna rodzina umacniała mnie w przekonaniu, że pierwsza jest perfect match. :)

3 komentarze: