wtorek, 30 października 2012

Perfect Match

    Jak wcześniej wspomniałam, moim perfect match okazała się pierwsza rodzinka. Mieszkają w Cupertino, w Kalifornii. Hostka jest nauczycielką w pierwszej klasie podstawówki a host pracuje w dużej firmie komputerowej. Dzieci: dziewczynka 3 lata, chłopcy 6 i 7 lat są naprawdę urocze i mam nadzieję, że szybko się polubimy. Nie mogę pominąć też cudownego psa rasy Golden Retriever, o którym zawsze marzyłam. Ten jest jak z obrazka, idealny! 

    Nie wiem od czego zacząć, więc najlepiej zacznę od początku! Profil rodziny był naprawdę dobrze uzupełniony. Bardzo dużo informacji, sporo ładnych zdjęć a sposób w jaki pisali od razu zwrócił moją uwagę i zarówno wg mnie, jak i moich bliskich, czuć było ciepło tej rodziny. Mimo, że z ich profilu dowiedzieć można było się sporo, to w bezpośrednim mailu znów się rozpisali. Napisali, że właśnie widzieli mój profil, bardzo im się spodobał i wydaje im się, że mogę być dla nich "good match". Chłopcy podobnie jak ja uwielbiają ściankę wspinaczkową i sporty zimowe. Przesłali też kolejne zdjęcia. Z perspektywy czasu widzę, że reszta rodzin nawet w połowie się tak nie wysiliła. Nasza pierwsza rozmowa (godz. 7 rano, ze względu na różnice czasu O_o) bardzo mi się podobała. Rozmawiałam z rodzicami, tzn. głównie z hostką, bo host host doszedł później, ale dał się poznać jako bardzo zabawny gość. Nie było żadnych skomplikowanych, mega wymyślnych pytań. W większości to oni mówili. Chcieli też, żebym zadawała pytania, jak tylko jakieś mam. Oczywiście, że miałam masę, ale przed rozmową! W trakcie rozmowy pustka w głowie! :P Miałam przygotowaną kartkę, ale przecież tak głupio spojrzeć, więc śmiejąc się pomachałam im tą kartką i powiedziałam, że spisałam sobie ew. pytania, bo wiedziałam, że ze stresu o wszystkim zapomnę. Tak naprawdę to oni tak dużo powiedzieli, że nie musiałam kombinować z zadawaniem wielu pytań. To co mnie urzekło to to, że bardzo dużo mówili o okolicy, o tym co będę mogła zobaczyć, że będę mogła korzystać z uroków Zatoki San Francisco i nie tylko. Sporo też o college'ach, które są w okolicy itp. Myślę, że to dobrze o nich świadczy, bo wiedzą, że my przyjeżdżamy tam nie tylko bawić ich dzieci a też trochę pokorzystać z życia :). No i mamy wiele wspólnych zainteresowań.

   Na kolejną rozmowę umówiliśmy się z dziećmi. W międzyczasie było jeszcze parę maili a druga rozmowa była chyba po 3 dniach, także miałam okazję poznać jeszcze inne rodziny. Dzień przed naszą drugą rozmową zniknęli z mojego profilu, co mnie bardzo zmartwiło. Nie odpowiedzieli też na mojego maila potwierdzającego naszą rozmowę. Szczerze mówiąc wieczorem ogarnęła mnie wielka niepewność i przygnębienie! Od rana chodziłam jak struta, myśląc, że ze mnie zrezygnowali.  To dało mi do myślenia, że chyba naprawdę mi na nich zależy. Umówieni na rozmowę byliśmy na 18 i teoretycznie wiedziałam, że w ciągu dnia nie dostanę od nich odpowiedzi, bo przecież u nich była noc, ale i tak pocztę sprawdzałam co 2 minuty! Dziesięć minut przed 18 dostałam maila, że oczywiście nasza rozmowa jest aktualna! Ja w dresie, zrezygnowana, kompletnie nie ogarnięta wpadłam w szał! Biegałam po całym mieszkaniu w panice spięłam włosy, ogarnęłam się w mig, zajrzałam do notatek, przeczytałam pozostałe pytania i myk na Skype'a! :P. Dzieci okazały się świetne. Z każdym rozmawiałam osobno a dziewczynka powaliła mnie na łopatki swoim słodkim głosikiem, prosto jak z amerykańskiego filmu. Co prawda nie wszystko rozumiałam, ale mama była tłumaczem (z angielskiego na angielski :P) i było ok. Żeby nie było tak cukierkowo dodam, że w pewnym momencie podczas rozmowy poczułam jakbym zderzyła się ze ścianą! Termin! Rozmawiałam z nimi pod koniec września a miałam zamiar wyjechać jeszcze w październiku, najpóźniej na początku listopada. Okazało się, że potrzebują au pair na dopiero grudzień i pierwszy możliwy termin to 3 grudnia. Załamałam się ale moje neurony zaczęły bardzo szybko pracować i przetrawiłam sobie w jakieś 3 do 5 sekund całą tą informację, biorąc pod uwagę moje odczucia kiedy myślałam, że ze mnie zrezygnowali. Powiedziałam, że jest to dla mnie bardzo odległy termin, ale że wydaje mi się, że są moim perfect match i chyba jestem w stanie poczekać. Mina hostki wszystko wyjaśniła! Bardzo się ucieszyła i powiedziała, że ma z radości ciarki. Ja miałam to samo jak powiedziała, że wg nich też jestem ich "perfect"! :) Mieliśmy jakieś problemy z połączeniem, więc mieli zadzwonić jeszcze raz. Po chwili zobaczyłam na ekranie 5 uśmiechniętych buzi zadających oficjalnie pytanie " Would you like to be our au pair?" :D

   Tak wygląda hostoria mojego matchingu. Trochę się rozpisałam, ale moje gadulstwo nie zna granic :D. Z rodziną cały czas mam kontakt. Wysyłają mi sporo zdjęć, opisują każdy tydzień. Myślę, że dokonałam dobrego wyboru, bo zależało mi na normalnej, dobrej, kochającej się rodzinie a Ci wydają się właśnie tacy być. Dziękuję, dobranoc! :)

3 komentarze: