piątek, 29 marca 2013

Nowości

    Jak zwykle dużo czasu upłynęło od ostatniego wpisu...zawsze sobie obiecuję, że będę częściej pisać, ale nie wychodzi. Życie tutaj płynie w zastraszająco szybkim tempie. Jeszcze chwila a stukną  4 miesiące odkąd jestem "Across The Ocean". Teoretycznie to 1/3 czasu który zamierzam tu spędzić(tylko teoretycznie, bo przecież od początku brałam pod uwagę przedłużenie programu o kolejny rok). Poza tym życie pisze różne scenariusze i mogę wrócić przed czasem lub w ogóle. Jako, że Święta Wielkanocne tuż tuż, o tym drugim wolę nie myśleć. Okres świąt zawsze jest trudniejszy. Jeszcze nie tak dawno przecież wylewałam łzy na pasterce w polskim kościele z dala od rodziny...9260 km od domu.

   Po długiej w przerwie w pisaniu nigdy nie wiem o czym opowiadać. Jest tyle rzeczy, które powinnam opisać, że musiałabym tu siedzieć zapewne jakąś dobę. Jedno się nie zmienia...nadal jestem tu szczęśliwa.  Na początek może parę faktów "z życia au pair" a potem trochę prywaty! ;)


  Z rodziną dogaduję się cały czas bardzo dobrze. Żyjemy już razem prawie 4 miesiące bez spięć, więc można uznać to za niemały sukces. Największe postępy widzę w relacji z Małą. Zawsze trzymała mnie na dystans i nie okazywała uczuć. Ostatnio dostaję sporo uścisków! Sytualcja sprzed tygodnia. Krzyczę z daleka, że wychodzę i do zobaczenia wieczorem a ona zerwała się z krzesła, wskoczyła na mnie, dała mi ogromnego przytulaska, buziaka iii... to najcudowniesze wyszeptała"miss me!" po czym uciekła z powrotem :) Uwielbiam ją. Takich sytuacji jest coraz więcej. Wynagradzają wszystkie trudne chwile. Mam tylko trochę wyrzutów sumienia, że nie spędzam z nimi czasu poza godzinami pracy, ale ostatnio jestem strasznie zalatana i staram się wykorzystać każdą wolną chwilę. Siedzenie w domu jest na końcu mojej listy "things to do". No i przede wszystkim nasze relacje nie ulegają zmianie, więc na razie nie mam się czym martwić. Nawet przeciwnie...dają mi do zrozumienia, że są ze mnie zadowoleni i rozmawialiśmy o tym, więc jest ok. Nie znudził mi się też mój widok z okna a śniadania na tarasie to czysta przyjemność!





           

  Moje ulubione śniadanie....płatki owsiane z bananem i miodem! Pyyycha! 






 

  Niedługo będę jeszcze bardziej zalatana...zaczynam szkołę!! Od 2 kwietnia będę uczyć się na Stanfordzie! Nie mogę się doczekać i jestem strasznie podekscytowana. Wybrałam kurs "Managing Innovation" więc zgodny z kierunkiem studiów, który ukończyłam. Obecnie jestem nieco przerażona, bo dostałam już materiały do przestudiowania i łatwo nie będzie. Lubię wyzwania, więc będzie dobrze. Kurs trwa 10 tygodni i daje mi tylko 2 z 6 potrzebnych kredytów, ale czego się nie robi...może w przyszłym semestrze zainwestuje w kolejny jeśli mi się spodoba. Resztę zdobędę w jakiś szybki i bezbolesny sposób. Cały czas szukam też szkoły językowej, ale obecnie ciężko znaleźć mi coś w dogodnych godzinach. Jeśli chodzi o język to widzę dużą różnicę i często dostaję komplementy, ale to mi nie wystarcza. Ciągle powtarzam :"I want my English to be better"! Jest i taki co to się nabija ile wlezie z mojego "horrible English" i śmiesznego akcentu...


 


To będzie przyjemność uczyć się w miejscu jak to! Kampus jest wyjątkowo klimatyczny i samo przebywanie tam sprawia, że człowiek chce się uczyć. 






 Muszę podzielić się tym jak tu pięknie teraz...wiosna pełną parą! Wiem wiem...łamię wam serca w tym momencie, bo Polska wciąż mroźna. No ale sami popatrzcie jak tu cudnie!!! Cieplutko, słoneczne a powietrze pachnie wiosną.


 







             



  Czas na prywatę! Nie chciałam początkowo o tym pisać, bo to osobiste sprawy, ale stanowi to dużą część mojego życia tutaj, więc muszę się tym podzielić. Poza tym sama przed wyjazdem przeglądając blogi chętnie czytałam historie jak ta. Przed wyjazdem nie było osoby, która nie powtarzałaby w kółko ( no może oprócz taty), że wyjadę...znajdę kogoś, zakocham się i nie wrócę...Zawsze się irytowałam, ja niczego nie zakładałam i nawet nie chciałam o tym myśleć.  Od początku miałam plan związany z wyjazdem i plan "na po".

  Zawsze byłam skomplikowana w tych sprawach i temat związków nie był mi bliski. Tym razem...stało się! Ja...Magda, Grzała, Buzi nie jestem już singlem. Poznałam go w klubie i na początku nic nie wskazywało na to, że dam mu swój numer. Zachował się delikatnie mówiąc lekko "po amerykańsku". Właściwie to bardzo dziwne, że w końcu uległam i dałam mu ten numer. Tak widocznie musiało być! Niedługo stukną 3 miesiące odkąd się znamy. Jestem szczęśliwa i jeszcze nigdy nie czułam się tak jak teraz ;).






       Jak szczęśliwa jest Madzia?? 




O właśnie tak!! 

7 komentarzy:

  1. piękne wiosenne zdjęcia, zazdroszczę, Warszawa cała w śniegu :/
    A jeśli można zapytać ile kosztował ten kurs?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurs plus wpisowe to kosz prawie 500 dolarow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurs plus wpisowe to kosz prawie 500 dolarow.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na Pomorzu też śnieg za oknem :X
    Twoje wiosenne, wręcz letnie zdjęcia dają trochę nadziei, że do nas też wiosna zawita :)
    Życzę wytrwałości w związku ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne widoki, przede wszystkim gratuluję związku, trzymam kciuki żeby wam się wszystko ułożyło i żebyście byli szczęśliwi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale piękna wiosna *_* w warszawie spradło w nocy 30 cm śniegu xd więc do wiosny jeszcze daleko hahaha. Trzymam kciuki żeby wam się udało ;)

    OdpowiedzUsuń